
Jak strzelić samobója?
Budowanie zespołu jest procesem skazanym na turbulencje. Wie o tym każdy, kto choć raz w życiu stworzył jakiś zespół. Przejście przez turbulencje może być źródłem siły, o ile przy okazji nie strzeli się samobója.
Dzięki zespołowi możemy realizować nasze cele, stać nas na więcej. Bez zespołu moglibyśmy sobie o niektórych indywidualnych celach tylko pomarzyć.
W czasach pracy zdalnej, budowanie zespołu stało się nowym wyzwaniem, któremu poświęcę jeden z kolejnych wpisów.
Dziś, ku przestrodze, pierwszy z odcinków o tym, jak można zmarnować starannie budowany zespół na przykładzie klubu piłkarskiego.
Było, minęło
Wydawało się, że na wyciągnięcie ręki jest zespół tworzony w oparciu o realną ocenę umiejętności i predyspozycji piłkarzy. Zespół, który potrafi zintegrować te kompetencje tworząc całość, będącą czymś więcej niż sumą składników (Arystoteles). Zespół, który ma tożsamość i styl.
Kto nie pamięta komplementów i zachwytów pod adresem Legii Vukovića, niech zerknie do sieci na artykuły sprzed kilku miesięcy. Kibice Legii również byli zachwyceni, chociaż większość z nich dziś już o tym nie pamięta.
Poniżej dwa linki do wybranych artykułów. Zachwytów było więcej.
Legia Warszawa mistrzem Polski
Po kontrowersyjnym, ale nieprzypadkowym, pożegnaniu przez Vukovića z liderami poprzedniej generacji, przyszedł czas budowania nowej struktury opartej na ścieżce rozwoju i kariery uwzględniającej potencjał każdego z zawodników.
Mówiąc językiem mniej HR-owym, każdy widział i wiedział, że w tym zespole jest jego miejsce, przyszłość, szansa na rozwój, że poprzez zespół może realizować swoje plany, że dzięki zespołowi znaczy więcej i coś od siebie temu zespołowi daje.
Przyszła fala entuzjazmu, efektownych zwycięstw i skutecznego grania.
Zaklęcia trenera Vukovića, że „gramy jak niemieckie drużyny” brzmiały wiarygodnie. To był karnawał, którego w Warszawie nie pamiętano przynajmniej od kilku lat.
Wszystko wskazywało na to, że jest plan, a szatnia nie tylko akceptuje, ale podziela reguły proponowane przez zarząd klubu i trenerów, a przede wszystkim paradygmat sprawiedliwości, w którym poruszamy się we wspólnie określonym celu i kierunku.
Projekt upadł. Dlaczego?
Odpowiedź w jednym z kolejnych wpisów, ale wcześniej o innych wymiarach zespołu na przykładzie Igi Świątek.
Fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, partnera konkursu O!ZNAKI PRACY. Olimpijska Reprezentacja Polski 1936. Widoczni m.in.: stoją od lewej Henryk Martyna, Teodor Peterek, Ryszard Piec, Spirydion Albański, Józef Kotlarczyk i Walerian Kisieliński (stoi pierwszy z prawej), Władysław Szczepaniak (stoi drugi z prawej), klęczą od lewej; Jan Wasiewicz, Hubert Gad, Fryderyk Scherfke. Lipiec 1936.