Profani sukcesu

Iga Świątek rajdem przez trybuny po wygranym finale Roland Garros potwierdziła klasę, z którą pokonywała kolejne rywalki. Naturalnie, świadomie, stanowczo i przekonująco.

Pojawiły się ciekawe komentarze dotyczące źródeł jej sukcesu. Eksperci zwracają uwagę na to, jak zespołowym sportem stał się tenis. Jakie znaczenie ma duch i kompetencje zespołu. O sukcesie nie decyduje ilu masz doradców, ale kto z tobą współpracuje.

Nikt lepiej nie wyraził uznania dla zespołu niż sama Świątek, kiedy po finale wspinała się na trybuny, żeby każdej z tych osób na oczach mediów, publiczności i świata podziękować.

Pieniądze i dżentelmeni

Z mieszanymi uczuciami czytałem natomiast komentarze o finansowych korzyściach związanych z wygraną w Paryżu.

Pieniądze są częścią zawodowego sportu. Jak zwycięstwo i porażka. Jak być albo nie być. Podobno dżentelmeni też już o nich chętnie rozmawiają.

Warto zastanawiać się nad motywującą lub demotywującą rolą pieniędzy w zawodowym sporcie. Kiedy są źródłem niezależności i siły, a kiedy hamują rozwój i uzależniają.

Warto analizować adekwatność wypłacanych premii do poziomu sportowego. Przepłacani zawodowcy są nieszczęściem nie tylko polskiej piłki nożnej i klubów, do których kasa trafia wyłącznie dlatego, że pracują w najpopularniejszej sportowej branży. Są barierą rozwoju wielu firm i projektów.

Fałsz

Po zwycięstwie Świątek to była inna nuta. Fałszywa, irytująca. Wścibskie i zazdrosne nutki i wrzutki, a nie komentarze. Naznaczone, jak nucił swego czasu w „Szajbie” Wojciech Młynarski, „bezinteresowną zawiścią”, która dozowana systematycznie, nawet w małych dawkach, może przekształcać się z czasem w bardzo poważną i wcale nie bezinteresowną nienawiść.

„Poważna” prasa pisała, że Iga Świątek „zgarnęła milion euro”, a nie, że zapracowała na tę nagrodę. Nawet jeśli ta prasa nie jest już taka „poważna”, to wciąż poważni ludzie ją czytają.

Dyskutujmy na temat modelu społecznego, w którym tak nieliczni sportowcy zarabiają tak dużo, ale nie uprawiajmy zza węgła polityki podszczypywania osobistego sukcesu zawodniczki, która na ten sukces po prostu zasłużyła.

Pro-fani

Zastanawiałem się jak nazwać ten typ komentatorów sukcesu Igi Świątek. Nieparlamentarne określenia przychodziły mi do głowy, aż w końcu człowiek, który zbudował swoją ciężką, wieloletnią pracą dużą firmę, podpowiedział mi słowo „profan”.

Miałem wątpliwości, bo profanacja łączy się najczęściej z pomnikami, historią, świętością, a w przypadku Świątek mamy do czynienia z nowym zjawiskiem i fenomenem. Nagle mnie olśniło. Zdałem sobie sprawę, że w słowie „profani” jest „profanowanie” i „fani”, a ci komentatorzy to po prostu pozorni „fani”, którzy „profanują”.

Zawłaszczanie przez przytulanie

Drugi nurt komentarzy, a zbliżony dysonans, to zawłaszczanie sukcesu Igi Świątek. Podobno to triumf polskiego tenisa, a nawet „polskiej szkoły tenisa”. To triumf Legii Warszawa, nieomal nas wszystkich. Nie wydaje mi się.

Myślę, że Iga Świątek zawdzięcza swój sukces sobie samej, zespołowi i rodzinie. Na pewno zawdzięcza go również czasom, w których do tego sukcesu dorastała. Możliwościom, które ten czas stworzył, ale to ona i jej bliscy potrafili te możliwości dostrzec i ciężką pracą wykorzystać.

Bardzo się cieszę z sukcesu pani Igi Świątek. Życzę, żeby nadal szła przez zawodowe życie naturalnie, świadomie, powściągliwie, stanowczo i przekonująco. Szczęśliwie.

Żeby dobrze inwestowała (również te ciężko zapracowane pieniądze). Żeby potrafiła dzielić się swoim sukcesem – tak jak w Paryżu – i dała kibicom na całym świecie mnóstwo radości, udowadniając, że można osiągać najwyższe cele. Żeby w takim znaczeniu była również naszym sukcesem.

A jeśli coś jej się nie powiedzie, to i tak dziękuję.

 

Fot. Turniej tenisowy na kortach Wimbledonu. Reprezentantka Polski Jadwiga Jędrzejowska podczas turnieju Wielkiego Szlema. Londyn, czerwiec 1932. Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, partnera konkursu O!P.