
labor mobilis
Unia Europejska, w wersji podręcznikowej, opiera się na czterech fundamentalnych swobodach. Przepływu towarów, usług, kapitału i osób. Amen. Z tym że w praktyce nie zawsze, nie na pewno i niezupełnie.
Zmiana wektorów
Z tych czterech swobód najwięcej emocji budzą ludzie. Szczególnie ci delegowani, którzy płacą podatki i składki na ubezpieczenie społeczne w kraju, z którego są delegowani do pracy za granicą. Towary, kapitał i usługi radzą sobie najczęściej bez rozgłosu. Ludzi widać. Co więcej, w krajach „starej Unii”, a przede wszystkim w ocenie wielu inspirujących taki odbiór polityków, delegowani to synonim wszelkich plag związanych z pracownikami przybywającymi z nowych państw członkowskich. Rozpychają się na rynku pracy, godzą na zaniżone stawki lub są do nich zmuszani, odbierają pracę rodowitym mieszkańcom i zagrażają porządkowi publicznemu. Delegowany to nieomal synonim pracującego nielegalnie. Taki zdeformowany obraz zastałem, taki towarzyszył początkom naszych negocjacji dotyczących nowego statusu pracowników delegowanych. Prowadziłem te negocjacje przez kilka lat. Czasem graliśmy na zwłokę, ale częściej ofensywnie.
Trzeba było ten obraz odkręcić i wyregulować, a że Polska deleguje najwięcej pracowników w Unii Europejskiej, uwiarygodnić naszą pozycję nie tyle jako kontestatora, ale lidera rozmów i poszukiwania konstruktywnego, wspólnego rozwiązania. Dającego gwarancje ochrony praw pracowników, a zarazem pozostawiającego przestrzeń do zachowania swobody ich delegowania.
Dlatego tak trudno było negocjować nową dyrektywę. Dlatego zawieraliśmy tak wiele sojuszy, krążyliśmy między nimi, porzucaliśmy je, żeby ponownie odbudować, prowadząc do rozwiązania optymalnego dla Polski, a zarazem do kompromisu, dającego satysfakcję, jeśli nie wszystkim, to większości uczestników negocjacji. Blog nie jest miejscem na rozpisywanie się o szczegółach tego procesu, ale cieszę się, że jego karkołomność i rezultat zostały dostrzeżone.
Rejtan interaktywny
Nagrodę Labor Mobilis, którą dostałem za skuteczne położenie się Rejtanem w obronie swobody świadczenia usług w Unii Europejskiej i setek tysięcy polskich miejsc pracy dedykuję wyjątkowym współpracownikom i ekspertom z ministerstw Pracy i Spraw Zagranicznych, a także konsultantom i partnerom społecznym, dzięki którym mogłem, tak a nie inaczej, prowadzić te negocjacje.
Myślę, że obok konsultacji w sprawie urlopów rodzicielskich z rodzicami pierwszego kwartału, rozmowy z partnerami społecznymi dotyczące pracowników delegowanych mogą być inspirującym przykładem tego, jak może wyglądać dialog społeczny i kształtowanie polityki społecznej z praktycznym wykorzystaniem „interaktywnych metod rządzenia” (nie wymyśliłem tego pojęcia, podpowiedział mi je dr Marek Benio z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie).
Z rzucaniem się Rejtanem to może lekka przesada, ale prawdą jest, że odwoływaliśmy się do różnych tradycji, stylów i technik negocjacji. Rzut Rejtanem był tylko jedną z nich. Ważne, że udało się osiągnąć zamierzone cele. Warunkiem było przekonanie większości uczestników rozmów. Dzięki temu możliwy był sensowny, europejski kompromis. Dyrektywa 2014/67/UE weszła w życie w czerwcu 2016 roku.

*
Dziś jest już nowe rozdanie. Kto wie, czy nie trudniejsze. Żółta kartka dla Komisji Europejskiej, będąca wyrazem dezaprobaty i sprzeciwu parlamentów 11 państw członkowskich dla lansowanego przez Komisję nowego projektu zmian w dyrektywie. Jak potoczą się losy pracowników delegowanych? Te negocjacje i ich rezultat będą jedną z ciekawszych odpowiedzi na pytanie o przyszłość nie tylko delegowania w Unii Europejskiej.
styczeń 2017
Rys. Aleksandra Mleczko