
filharmonia narodowa
Przelotny romans
Szukając atrakcyjnego miejsca, w którym moglibyśmy zagrać z Polskim Kwartetem Saksofonowym, wpadłem na pomysł cyklu koncertów towarzyszących wystawom w Muzeum Narodowym w Warszawie. Rozglądałem się za sponsorami. Potrzebny był montaż finansowy. Podczas spotkania z dyrektorem Muzeum Narodowego w Warszawie opowiedziałem o projekcie, zapewniając, że z finansowaniem nie powinno być problemu, bo zainteresowana jest Filharmonia Narodowa, która zapłaci połowę, o ile Muzeum zechce wziąć na siebie pozostałe koszty. Zastępcy dyrektora Filharmonii Narodowej przedstawiłem tę samą wizję, tyle że w lustrzanym odbiciu. Zapewniłem, że Muzeum Narodowe sfinansuje połowę, o ile Filharmonia weźmie na siebie resztę. Doszło do porozumienia. To był chyba jeden z nielicznych projektów zrealizowanych wspólnie przez te dwie instytucje. Koncerty udały się znakomicie i miały świetne recenzje.
Kiedy odsypiałem ostatni z tych koncertów, obudził mnie telefon. Dzień Dobry, sekretariat dyrektora Filharmonii Narodowej w Warszawie. Pomyślałem, że moja niewinna intryga wyszła na jaw i padną gorzzkie słowa. Pan Dyrektor zaprasza na spotkanie. Zamiast przelotnego romansu dostałem propozycję pracy w Filharmonii. Nowe czasy, nowe wyzwania, marketing, reklama, promocja, pozyskiwanie sponsorów, potrzebujemy nowych ludzi, zdolnych, kreatywnych. Kto by odmówił? Po krótkim terminowaniu na samodzielnym stanowisku specjalisty do spraw reklamy zostałem Szefem Promocji Filharmonii Narodowej w Warszawie.
Otwarta Filharmonia
To było wyzwanie. Promocja koncertów głównego nurtu, a w Narodowej to kilka zdarzeń tygodniowo, ale przede wszystkim to, co nowe. Pierwsze kontrakty sponsorskie wynegocjowałem z liniami lotniczymi i potentatem na rynku IT. Projekty rozwiązań dotyczących identyfikacji wizualnej, modelu zarządzania, sprzedaży, promocji poddawaliśmy kolegialnym ocenom. Po sąsiedzku pracował zespół programowy, na który zawsze można było liczyć. Ruszył miesięcznik Filharmonia i epizodycznie towarzyszące mu wydawnictwo Mała Filharmonia dla dzieci. Nowe cykle koncertów poszerzające formułę artystyczną i środowisko osób zainteresowanych Filharmonią. Otwarta Filharmonia, do której zaprosiliśmy nie tylko najciekawsze zespoły z Polski, reprezentujące muzykę świata, ale też kilka światowych gwiazd. To wtedy Paco de Lucia, Wynton Marsalis, Paco Pena, Joseph Malovany wystąpili po raz pierwszy w Filharmonii Narodowej.
Rozważne otwarcie filharmonii na muzykę z pogranicza klasycznego kanonu, w konsekwencji redefinicja tego kanonu, sytuowały w nowym kontekście zarówno instytucję jak i muzykę. Z obustronną korzyścią. Jakby to przemądrzale czy banalnie nie brzmiało, takie były realia. Dziś inny sens musiałoby mieć otwieranie filharmonii, żeby nie groziło im przekształcanie w mniej lub bardziej prestiżowe sale do wynajęcia. Chyba, że sala do wynajęcia staje się sensem istnienia instytucji korzystającej z marki filharmonii. Jest wiele przykładów dobrze funkcjonujących sal koncertowych, w których gościnnie występują też orkiestry filharmoniczne. Model filharmonii jako właściciela, dysponenta, podmiotu zarządzającego i kreującego wizerunek miejsca, a co więcej korzystającego z państwowych czy samorządowych dotacji, zobowiązuje do czegoś więcej. Do takiej filharmonii, wówczas i dziś, pod żadnym pretekstem, nie warto zapraszać muzycznych podróbek i mistyfikacji (słowa szmira i tandeta chyba straciły siłę rażenia). Bez względu na styl, kierunek czy gatunek muzyczny, który reprezentują. Zanim zamilkną filharmonie.
Sztuka wzajemnego słuchania
Filharmonia może być wyspą kunsztu i wtajemniczenia. Żeby się na nią dostać, trzeba spełnić pewne warunki. Może też być bastionem celebrowania archaicznych rytuałów, albo arką wartości, które chcemy ocalić. Może być miejscem spełniania marzeń albo skrzypiącą w stawach podstarzałą fabryką, do której przychodzi się z obowiązku, konieczności lub przyzwyczajenia. Może inspirować albo wręcz przeciwnie. Może być nowoczesnym stowarzyszeniem miłośników muzyki, albo jej grabarzem. Nie ma jednej filharmonii. Szczególnie w czasach, kiedy nawet entuzjaści muzyki klasycznej mają podobno problem z odróżnieniem muzyki skomponowanej przez Bacha od tej na wzór i podobieństwo generowanej przez sztuczną inteligencję. Z naciskiem na podobno.
W świecie zdominowanym przez kulturę popularną ulegamy złudzeniu, że każdy wszystko może. W takim świecie filharmonia kunsztu nie ma łatwego życia. Bo tu nie każdy, nie wszystko, a przeciwnie, nieliczni i tylko w wyjątkowych okolicznościach. W dodatku dla wybranych.
W takiej filharmonii każdy koncert to spektakl. Słuchacze. Nastrój. Jak śpiewa Grzegorz Turnau słowami Joanny Kulmowej – „To jest Teatr, a teatr jest po to, żeby wszystko było inne niż dotąd, żeby iść do domu, w zamyśleniu, w zachwycie…”.
Ludzi wychowanych na muzyce klasycznej, zanurzonych w klasyce, dźwięki z odmiennego krajobrazu rzadko rzucają na kolana. Dla innych Mozart to muzeum, a muzeum to nuda. Jedni i drudzy będą musieli się zmierzyć z aplikacjami tworzącymi sztukę. Fascynujące jest pozyskiwanie partnerów i słuchaczy, którzy wymykają się tym stereotypom.

Słuchanie jest sztuką. Czy słuchacze dojrzewają do swoich filharmonii? Tak często się zdarza. Czy filharmonie dojrzewają do swoich słuchaczy? Oto jest pytanie.
Platon przekonywał, że nigdy nie zmienia się styl w muzyce bez przewrotu w zasadniczych sprawach publicznych. Trudno zaprzeczyć, że za sprawą globalizacji, cyfrowej transformacji, autonomicznych pojazdów i kolaboracyjnych robotów żyjemy w czasach gwałtownej zmiany. Jeśli Platon miał rację, należy z uwagą obserwować, jaki kierunek ma dziś zmiana stylu w muzyce. Już wkrótce wpis na ten temat na moim blogu. Na razie polecam Jesień kultury.
Przelotna miłość
Mój przelotny romans przekształcił się w miłość do filharmonii jako szczególnej emanacji muzyki. Nie do każdej filharmonii i nie bez warunków. Propozycję muzyków Filharmonii Narodowej, żeby być ich kandydatem, w konkursie na stanowisko dyrektora naczelnego w 2012 roku przyjąłem po namyśle, ale z pewnością, że wiem jak budować współczesną filharmonię, zarządzać jej niepowtarzalnym kapitałem i otwierać nowe perspektywy. Ze świadomością uwarunkowań. W przekonaniu, że moja koncepcja rozwoju Filharmonii i udział w konkursie, bez względu na wynik, mogą się przydać i Filharmonii i muzykom. Jest wiele przykładów świetnie funkcjonujących orkiestr, w których to muzycy wybierają swoich szefów i wspólnie z nimi ponoszą odpowiedzialność za los ich instytucji. Konkursu nie wygrałem. Udziału nie żałuję. Kapitał filharmonii i szkół muzycznych w Polsce jest wyjątkowym, zbyt często niedocenianym, skarbem.
Zdjęcie ilustrujące wpis: Jacek Malczewski, Muzyka, środkowa część tryptyku, 1906, Muzeum Narodowe w Warszawie