Jesień kultury

Rozpoczął się Kongres Kultury. Z 300 zgłoszonych tematów internauci wybrali 42. To wulkan diagnoz, pomysłów i projektów. Zastanawia, że na najpopularniejszy temat oddano zaledwie 170 głosów. Najmniej zwolenników zyskało pytanie Czy to ma sens? A jeśli nie, to gdzie on w tym czasie przebywa?

Kilka dni po Kongresie organizowanym w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie Katolicki Uniwersytet Lubelski zaprasza na V Kongres Kultury Chrześcijańskiej. Wykład inauguracyjny – Wolność ocalona: rdzeń chrześcijańskiej antropologii – wygłosi Przewodniczący Papieskiej Rady Kultury, kardynał Gianfranco Ravasi. Nazajutrz odbędzie się uroczystość nadania tytułu doktora honoris causa profesorowi Krzysztofowi Pendereckiemu. Zapowiada się kulturalna złota jesień. O co toczy się gra?

W obronie podstaw demokracji, wolności kultury, sprawiedliwości, poszanowania praw człowieka i uznania różnorodności? Te fundamentalne wartości obywatelski Kongres Kultury zamieścił w preambule zaproszenia.

Jakiej demokracji? Tej politycznej, rodem z XX wieku, która daje władzę najlepiej zorganizowanym mniejszościom? Uprawnia do aksjologicznego delegitymizowania przegranych? Czy tej, która za sprawą powszechnego zanurzenia w sieci i nieomal nieograniczonego dostępu wszystkich do wszystkiego, balansuje na granicy ustawicznego nowatorstwa i galopującej inflacji? A może demokracji 2.0,  która choć wydaje się naturalną konsekwencją zmian technologicznych, to systemowo wciąż pozostaje w sferze życzeń, zamiarów, pomiarów i intelektualnych ćwiczeń.

Obywatele Kultury postawili na demokrację sieciową, transparentną i partycypacyjną. Do debaty przygotowują się grupy robocze, panele i stoliki tematyczne. Pod sztandarem zbierzmy się, wokół wybranych w głosowaniu tematów zwołano niepospolite kulturalne ruszenie. W Lublinie program oparto o misję, hierarchię i autorytety, a także koncerty, wystawy i spektakle, które będą integralną częścią Kongresu. Czy istnieje wolna wola?, Wolność i religia, Kryzys migracyjny w kontekście dialogu międzyreligijnego. To przykładowe tematy debat.

Czego dowiemy się o wolności podczas kongresów kultury? Czy więcej o wolności w sieci czy wolności od niej? Żyjemy w mediach. Niewielu z nas zwraca dziś uwagę na to, czy są wolne, byleby były szybkie. Idee, marzenia, utopie, zaklęcia i hasła poddane próbie czasu i technologii zostały dotkliwie sponiewierane. Czy uda się je wiarygodnie na nowo określić lub znaleźć kandydatury na ich miejsce?

Kultura crowdfundingowa rzuca wyzwanie biurokratycznej kulturze grantów i dotacji, uwikłanej w pajęczynę rozliczeń i programów ramowych. Grantomania nauczyła nas żonglowania pojęciami wdrożenia projektu, kapitału ludzkiego, mierzenia twardych i miękkich rezultatów, wskaźników, efektów i społecznych innowacji.  Na jej tle crowdfunding prezentuje się jak oaza niezależności. Nie pierwsza w sieci. Zdarza się coraz częściej, że beneficjenci, zarówno grantów, jak i crowdfundingu, choć sprawnie wykorzystują walory internetu, nie są już jego apologetami. Kwestionują pęd do klików, lajków, internetowej sławy. W sieci widzą więcej śmieci niż wolności. Mniej prawdy niż Photoshopa. I rozglądają się, gdzie błyśnie światełko z napisem exit. Nadzieje związane z siecią chętnie ulokują pod innym adresem.

Czy broniąc różnorodności Kongres Kultury przedstawi prognozę dla zanikającej kultury analogowej? Opartej o kanon, metaforę, poezję, humanizm? Wymagającej czasu, skupienia i wrażliwości? Dla jej instytucji? Filharmonii, muzeów, bibliotek dysponujących nie tylko imponującymi gmachami, ale podejmujących próby adaptacji do kultury cyfrowej? Czasem udane. Nie łudźmy się. Moda na winyle nie jest tożsama z analogową wrażliwością. Pokolenie doceniające, czym różni się interpretacja Goulda od jego następców, wprawdzie nie powiedziało ostatniego słowa, ale nie ma za dużo do powiedzenia.  Jak śpiewał Wojciech Młynarski walc to jest już przedostatni. Trzeba wiedzieć, kiedy wstać i wyjść. Już prawie cała informacja została zdigitalizowana, również ta o kulturze. Inwestorzy lgną do firm zarządzających cyfrową informacją, hakerzy lgną do baz danych największych koncernów i za jednym zamachem zawłaszczają dane pół miliarda ludzi, a gospodarka w sieci przynosi fortuny. Czy kongresy kultury odpowiedzą na pytanie, co stanie się z nami po cyfrowej rewolucji kulturalnej? Jak ewoluować będzie, oparta na innowacji, informacji, otwartości, komunikacji i transdyscyplinarności, kultura cyfrowa?

W świecie, w którym imperatyw wzrostu gospodarczego, szpanującej konsumpcji i nieustannego przyspieszania jest warunkiem przetrwania struktury społecznej, nie ma miejsca dla Mozarta i Kieślowskiego. Nie ma dla nich czasu. Jeśli PKB hamuje, rośnie bezrobocie i zaczynają się problemy. A impulsem dla wzrostu jest nieustanne przyspieszanie. Kultura wymagająca namysłu, refleksji, rozmarzenia nie jest po drodze strategii wzrostu. Tym gorzej dla niej. Żeby trwać, musimy być innowacyjni i kreatywni. Łączyć wyścig szczurów z biegiem chomika w kołowrotku – dwie dyscypliny społecznej gonitwy za uciekającym postępem i czasem. Kłopot w tym, że czasu nie mamy coraz więcej. Nie wystarczy kupić książkę, żeby ją przeczytać, płytę, żeby jej posłuchać. Co dopiero, nie daj Boże, przeżyć i zatrzymać się na nich. Zawsze możemy się jeszcze nauczyć szybkiego czytania wierszy. Wszyscy je piszą, nikt nie czyta. W pisaniu wierszy wciąż jesteśmy wolni.

Ciągłe poszukiwanie i kolekcjonowanie nowych gadżetów i wrażeń nie idzie w parze z kontemplacją, dbałością i pielęgnowaniem wartości kultury przekazywanych niegdyś, jak wiedza, z pokolenia na pokolenie. Wiedza i sztuka stały się terytorium permanentnej innowacji. Zwycięża apoteoza zapatrzenia w przyszłość, otwartości na zmiany, wykorzystywania zasobów, optymalizacji. Szlachetne apele o solidarność międzypokoleniową nic tu nie pomogą. Cóż mogą wnieść do świata pokemonów, łapanych przez ich wnuki, dziadkowie, którzy nie potrafią sprawnie obsługiwać komputera? Reklamy zachęcają już nie tylko, żeby kupić nowe, ale żeby wyrzucić stare. To nie kultura, wbrew nadziejom jej twórców, jest dziś najtrafniejszym opisem i diagnozą zmian społecznych, a moda i reklama. Przemysł kreatywny.

Pokemony, dziś łapane smartfonami, lada moment zostaną wystawione na strzał za pomocą gogli do penetracji rzeczywistości wirtualnej. Iluzją staje się podział na świat realny i wirtualny. Analogowa wyobraźnia, terytorium dla sztuki kiedyś nieodłączne, przestaje być potrzebna. Ta drabina to schody do nieba, a ta miska nad schodami to księżyc, tamten miecz to zwyczajny pogrzebacz, a z garnków są hełmy rycerzy, lecz kto w te czary nie uwierzy? Śpiewa i pyta Grzegorz Turnau słowami Joanny Kulmowej. Odpowiedź jest prosta. W te czary nie uwierzy żaden z posiadaczy gogli nowej generacji. A zaklęcie, że teatr jest po to, żeby wszystko było inne niż dotąd nie zrobi na nim najmniejszego wrażenia. Jaka będzie odpowiedź kultury? Czy wyzwolona z gorsetu jej analogowych przyzwyczajeń i instytucji, permanentnie rewidująca swój kanon, w której niezmienna jest tylko zmiana, może mieć coś do zaoferowania social media menagerom, youtuberom i operatorom drona? Czy sztuka zdigitalizowana na zasadach właściwych cyfrowej informacji może być – jak pisał przed laty profesor Jan Białostocki – cenniejsza niż złoto? Barbarzyńcy są już od dawna w ogrodzie. Mają coraz więcej do powiedzenia i zaproponowania.

Jeden z architektów Kongresu Kultury, Edwin Bendyk, pisze z przekonaniem i nadzieją, że przyszedł czas na koalicję nowego myślenia o rozwoju, w którym kultura staje się istotą procesu, a nie ornamentem. Prowokuje do nowego zdefiniowania pojęcia rozwoju, kultury i gospodarki, w którym rozwój nie jest tożsamy ze wzrostem ekonomicznym, gospodarka z rynkiem, a kultura ze sztuką i rozrywką.  Odważnie.

Jeśli artyści, twórcy czy obywatele kultury bywali w przeszłości prekursorami zmian społecznych, a przynajmniej trafnie je przewidywali, trzeba przyznać, że i dziś starają się wyprzedzić czas. Nie tylko nadążać, a tworzyć kulturę wyzwalającą z tradycji, przyjazną dla człowieka dryfującego, mobilnego. Dominująca rola tematów z pogranicza kultury i edukacji podczas Kongresu Kultury jest najlepszym przykładem takich poszukiwań.

Pół żartem, pół serio. Jeśli Kongres Kultury sprawi, że dzieci od pierwszej klasy szkoły podstawowej będą dobrze uczone muzyki i plastyki przez samodzielnych nauczycieli tych przedmiotów, że te zajęcia będą się regularnie odbywały, tak jak odbywają się lekcje angielskiego i informatyki, inne cele tych zajęć i Kongresu też będą miały szansę powodzenia.

Dlatego zbierajcie się obywatele kultury wszelkich wyznań, jej twórcy, nowocześni użytkownicy, staroświeccy odbiorcy, widzowie i słuchacze. Łączcie się, budujcie barykady, a jeśli trzeba, miotajcie granatami kultury i przełamujcie opory. To czas niepowtarzalnej szansy. Czas możliwej synergii analogowych i cyfrowych wcieleń kultury. Nowego typu instytucji samorządowych, centralnie zarządzanych, niezależnych i takich, które się za niezależne uważają. Nowych przestrzeni kultury. Uczcie dzieci wrażliwości i opisywania świata dźwiękiem, słowem, kolorem i tańcem. Nie zapominajcie o ludziach starszych i starych, zwanych dla niepoznaki i elegancko seniorami. Będą dla was godnymi partnerami. Nie dajcie się tylko wpisać w bijatykę polityków, którzy chętnie zawłaszczą ten czy innych kongres dla swoich celów. Jeśli gdziekolwiek jest sens, to myślę, że on teraz właśnie tam przebywa.