Hydrozagadka

Woda sprawia, że wszystko wygląda inaczej. Nie zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jest darem, warunkiem istnienia, zbawieniem, ale też nieznającym litości żywiołem. Etymolodzy i znawcy przysłów są podzieleni w ocenie, czy to grzyb, czy może ptak o nazwie kania łaknie przysłowiowego dżdżu. Kiedy przychodzi susza wszyscy jesteśmy jak kanie. Bezradni i łaknący.

W klimacie umiarkowanym człowiek może przeżyć bez wody maksymalnie do sześciu, siedmiu dni. Dalsze odliczanie nie ma sensu. Nasz stosunek do wody powinien być zatem jedną z podstawowych miar rozwoju, zdrowego rozsądku i instynktu samozachowawczego. Niestety nie jest. Jeśli to się nie zmieni, wcześniej czy później, pozdychamy z pragnienia.

Spływająca woda

Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych ponad dwa miliardy ludzi cierpi z powodu braku dostępu do czystej i bezpiecznej wody pitnej, a globalne zapotrzebowanie na wodę jest coraz większe.

Jak bardzo nie potrafimy dbać o wodę, można przekonać się każdej wiosny. W połowie marca nie ma jeszcze niepokojących symptomów, ale kiedy w kwietniu, w maju po coraz częściej bezśnieżnej zimie, las chrzęści pod butem, ogłaszamy stan zagrożenia pożarowego, zakaz wstępu i z niepokojem myślimy o najmniejszej iskrze. Wystarczą dwa tygodnie intensywnego deszczu i stajemy na skraju powodzi. Woda leje się strumieniami, a my drżymy, żeby nas nie podtopiło. Kiedy po „klęsce” powodzi wracają upały, znów zaczyna się hydrozagadka. Ze skrajności w skrajność. Gdzie jest woda, która jeszcze przed chwilą lała się w nadmiarze? Dlaczego nie potrafimy jej zatrzymać? Zatroszczyć się o nią. Zanurzyć. Niekoniecznie za sprawą zbiorników retencyjnych, ale na własny, skromny użytek.

Kiedy robi się sucho

Coraz częściej w podmiejskich osiedlach hydrozagadka przybiera latem inny, uciążliwy wymiar. Przychodzi znienacka o świcie, kiedy w upalne dni wzrasta zapotrzebowanie na wodę. Czai się ponownie wieczorem, kiedy rzędy sprinklerów tryskają beztrosko na nasze trawniki. Dopóki jest ciśnienie, bo kiedy go zabraknie, można zapomnieć nie tylko o trawnikach, ale i o prysznicu. Kropelki ledwo kapią z kranu. Trzeba czekać do północy lub zerwać się bladym świtem, uprzedzając zraszacze i prysznice sąsiadów.

Klasycznych studni już nie ma, a te głębinowe wciąż nie są wydatkiem pierwszej potrzeby. Zamiast szukać pomysłów na optymalne przechowywanie i wykorzystywanie wody, kiedy leje się z nieba, nerwowo odkręcamy kurki, złorzecząc projektantom wodociągów. Czas poważnie pomyśleć o wodzie i wyobrazić sobie nasz wyschnięty kran i los.

Światowy dzień wody, ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, obchodzimy 22 marca od 1992 roku. Każdego roku pod innym hasłem. Była już „woda dla spragnionych miast”, woda „dla rozwoju”, „przyszłości”, „życia”, „produkcji żywności na świecie”, były „wody transgraniczne” i „jakość wody”.

Bądź zmianą

Nie można niestety powiedzieć, żeby te szlachetne inicjatywy w istotny sposób zmieniły stan naszej powszechnej hydroświadomości. Pozostaje nadzieja, że „kropla drąży skałę” i jeszcze kilka innych przysłów z wodą w roli głównej. Tegoroczny dzień wody upłynie pod hasłem „przyspieszenia zmian”.

Na razie apele o radykalną zmianę naszych postaw, zakręcanie kurków, zbieranie deszczówki i kupowanie wyłącznie lokalnych produktów przepadają jak „kamień w wodę”. Przypominają „lanie wody”. Wciąż na masową skalę przechowujemy i transportujemy wodę w plastikowych butelkach, zadowoleni z siebie w związku z europejskim zakazem sprzedaży plastikowych rurek i patyczków do uszu. A kiedy już uda nam się w ulubionym sklepie kupić wodę w szklanej butelce, to okazuje się, że to butelka „bezzwrotna”. Do segregacji.

Rozwój i rozbój

Statystyka to narzędzie narracji, ale też zwierciadło tendencji i trendów. Jeśli wierzyć statystykom, to ponad trzy miliardy ludzi na świecie nie ma jeszcze dostępu do internetu. Ponad dwa miliardy nie ma dostępu do pitnej wody. Te proporcje będą się zmieniać na korzyść internetu, ale wody od tego nie przybędzie.

Jeśli nie zrobimy milowego kroku w trosce o wodę, to może się skończyć pragnieniem, którego nie da się zaspokoić. Spadek kilkunastu procent wody w naszym organizmie to śmierć. Wojny o surowce i złoża naturalne są wojnami o bogactwo, dominację i władzę. Wojny o wodę będą walką o przetrwanie.

Wątpliwe, żebyśmy mogli liczyć na superbohatera, który jak „As” z legendarnego filmu Andrzeja Kondratiuka i Andrzeja Bonarskiego załatwi za nas problem „Hydrozagadki”.

Kadr z filmu „Hydrozagadka”. Iga Cembrzyńska i Józef Nowak.

Od zmiany naszego stosunku do wody może zmienić się paradygmat rozwoju. Woda jest nam niezbędna, ale nie jest naszym produktem. Jest źródłem cywilizacji i przyrody. Wyrośliśmy z wody i w znacznym stopniu jesteśmy z niej zbudowani. Niewiele wskazuje na to, żebyśmy zdążyli nauczyć się ją produkować, zanim może jej zabraknąć.

Jeśli nie potraktujemy poważnie naszych źródeł rozwoju, nadal uprawiać będziemy rozbój. A za to, wcześniej czy później, trzeba zapłacić.

Woda sprawia, że wszystko wygląda inaczej. Brak wody również.

 

Krople, fot. GB

 

 

dane Organizacji Narodów Zjednoczonych na podstawie: „Dostęp do wody – pilne wyzwanie” na gov.pl

inne źródła: Narodowe Centrum Edukacji ŻywieniowejRada Języka Polskiego