Zmiana paradygmatu

Jeśli popełniasz błąd, a twoja kariera jest na zakręcie, to prawdopodobnie chciałbyś otrzymać kolejną szansę. Przyjąć z pokorą warunki, pracować nad odbudowaniem pozycji i stworzeniem nowych perspektyw.

Legia poszła na skróty. Próbowała, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z dnia na dzień zmienić zawodników, którzy mieli się w niej odbudować w liderów na miarę Europy. Nie udało się. 

Zapowiadając ich desant wywołała wprawdzie ulotny entuzjazm mediów i kibiców (dziś wielu z nich już o tym nie pamięta), ale do zespołu, który został mistrzem Polski wysłała komunikat: fajnie, że zdobyliście mistrzostwo, ale jesteście za słabi na Europę. Dlatego sprowadzimy orły, które wprawdzie ostatnio za wysoko nie latały, ale mają potencjał (w domyśle: wy go nie macie).

W związku z tym, że oni mają potencjał, a wy zdobyliście tylko mistrzostwo i nie macie wystarczających papierów na Europę, to damy im wysokie kontrakty. Niech się u nas (waszym kosztem) odbudują, a kiedy się odbudują, to sobie pójdą, a my, być może, na niektórych zarobimy więcej niż na was.

Taki komunikat w każdej szatni odbiłby się czkawką. W zespole budowanym w oparciu o mit założycielski „prawdziwego charakteru legionisty” to była wiadomość z gatunku wrzucę wam do szatni granat i zobaczymy kto przetrwa i co z niego wybuchnie.

Obecność Artura Boruca wśród pozyskanych piłkarzy uśpiła czujność  Vukovića i niektórych kibiców. Rachunek zapłacił klub, jego właściciel, kibice i Vuković.

Jak to ułożyć?

Czkawka minie. Każdy z zawodników policzy korzyści i straty. Przy nowym trenerze postara się znaleźć po stronie mocy i zapomni o wcześniejszych regułach i planach, ale nawet w zawodowym sporcie i przy asyście najlepszych medyków potrzeba czasu, żeby zagoić rany, a kuracja będzie bardzo kosztowna. To jest operacja na najwrażliwszych tkankach tego klubu. Bardzo ryzykowna.

Czy Vuković musiał odejść?

Skoro zarząd klubu wybrał taki wariant transferów, to decyzja o zwolnieniu Vukovića była tylko kwestią czasu. To nie była tylko zmiana trenera, ale paradygmatu. Właściciel klubu zdecydował, że dalszy ciąg opowieści nie należy do projektu „tożsamość, tradycja i charakter legionisty”, a do pomysłu opartego o zawodników z zewnątrz i potencjał nowych transferów. Może kiedyś będzie oparty na Akademii Legii, ale to coraz bardziej opowieść promocyjna.

Potrzebował nowej twarzy, lidera i trenera. To, co niedawno wydawało się niewybaczalnym grzechem, stało się faktem. W miejsce ekipy związanej od lat z Legią, sprowadził fachowców utożsamianych z odwiecznym rywalem – Lechem Poznań i powierzył im przyszłość zespołu. To wybór nowej drogi. Decyzja na pewno ryzykowna, nieprzypadkowa i obliczona na długofalowy efekt. Pytanie jaki efekt?

Nowy trener powinien zarządzać tak dobraną kadrą skuteczniej. Podobnie jak większość z pozyskanych piłkarzy jest człowiekiem z zewnątrz, ma inny system wartości, nie ma emocjonalnych zobowiązań, nie jest legionistą. Jest dobrym psychologiem, z czasem będzie wprowadzał również młodych piłkarzy ze swojego nadania. Wszystkich z rozdania poprzednika odeśle do rezerw lub na cztery wiatry.

Ma otwarte pole, żeby realizować nowy projekt, porozumieć się z zawodnikami, odnieść sukces. Czy uda mu się zrealizować cele długofalowe?

Zawsze można kolejną próbę wpisać w koszty. Legia nie miała europejskich pucharów z Vukovićem i nie ma ich z Michniewiczem.

Może za rok?

Przypadek

Na rozwój zespołu zbawienny wpływ może mieć umiejętność zarządzania przypadkiem, która w czasach, kiedy wszystko tak szybko się zmienia, nabrała szczególnego znaczenia. Nie chodzi o przypadek w rozumieniu case study, a o umiejętność zbliżoną do intuicji w czasach cyfrowych – osadzoną w realiach, liczbach, statystykach i dającą przewagę konkurencyjną.

To powinien być znak firmowy Legii oraz sposób na europejskie salony na prawach równoprawnego uczestnika. Na kolanach trudno osiągać wysokie cele, a kiedy się jest biedniejszym, trzeba mieć coś, czego bogatsi nie mają.

Wydawało się, że właśnie Vuković ma dar zarządzania przypadkami w oparciu o intuicję, doświadczenie, odwagę i upór. Wielokrotnie podejmował trafne decyzje dotyczące zmian w trakcie meczu. Potrafił złamać zaproponowany przez siebie schemat i w ten sposób uciekać z zespołem do przodu. Myślę, że również za to jest szanowany przez piłkarzy.

Gdyby Michał Karbownik nie został przez Vukovića wprowadzony do obiegu jako lewy obrońca i przez dłuższy czas nie pozostał na tej pozycji, prawdopodobnie nie podbiłby tak szybko serc kibiców i nie stał się rozpoznawalnym dowodem jakości szkolenia w Legii oraz kapitałem transferowym. Kto wie czy hasałby dziś z takim powodzeniem na różnych pozycjach w klubie i reprezentacji?

Czesław Michniewicz prowadząc młodzieżową reprezentację Polski również sprawiał wrażenie człowieka wolnego od kompleksów i szukającego optymalnych rozwiązań.

Żałuję, że nie mogliśmy przyglądać się w jaki sposób Vuković wydostawałby się z pułapki, w której się znalazł. Moim zdaniem na tę szansę zapracował. Chętnie będę się przyglądał nowemu projektowi. To przywilej obserwatora.

Pożegnania – powitania

Jerzy Maksymiuk, dyrygent który dokonał rzeczy wybitnych na skale światową zawsze przypomina, że w każdym jego sukcesie jest część sukcesu jego poprzedników. W zawodowej piłce rzadko mamy do czynienia z takim sposobem patrzenia na proces tworzenia zespołu. Szkoda również, że trenerzy żegnający się z posadą nie zawsze potrafią życzyć powodzenia swoim następcom.

Ten wpis jest kontynuacją dwóch poprzednich części.

Jak strzelić samobója?

Samobój

 

Fot. Mecz Polonia Warszawa – Legia Warszawa. Akcja pod bramką Polonii. Od prawej Jerzy Bułanow, Józef Nawrot i bramkarz Polonii Piotr Komiejewski. Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, partnera konkursu O!ZNAKI PRACY.