Piłka kopana – wersja smart
Jeśli wierzyć teoriom, że sport jest zwierciadłem procesów społecznych, a na boiskach i wokół nich widać naszą przyszłość wcześniej i wyraźniej niż gdzie indziej, to nabycie przez Facebook praw do transmisji meczów Premiere League jest wydarzeniem epokowym. Nie tylko na rynku mediów.
Umowa przewiduje transmisje kolejnych sezonów angielskiej ligi piłkarskiej w Tajlandii, Wietnamie, Kambodży i Laosie od 2019 do 2022 roku. To nie pierwsza inwestycja społecznościowego giganta w treści o charakterze sportowym. Facebook wykupił również prawa do wybranych spotkań koszykarskiej ligi NBA i meczów baseballowych ligi MLB. Czas pokaże, na ile to również inwestycje w sport. W każdym razie nie będzie to zapewne sport, jaki dotychczas znaliśmy.
Klik za klik
Klienci social media przyzwyczajeni są do przewijania akcji, buszowania w sieci i permanentnego klikania w poszukiwaniu nowych impulsów. Oglądanie meczu ich nie zaspokaja. Dlatego coraz częściej meczom towarzyszy tworzenie dodatkowych treści, przekazów reklamowych i nieustająca interakcja z fanami poprzez media społecznościowe. Impuls – reakcja – impuls. Klik za klik. Łapka za łapkę. Tradycyjna telewizja i jej narracja to już dinozaur. Przekaz wszystkiego i ponad wszystko przenosi się do urządzeń mobilnych.
Między cyfrą i analogiem
Kiedy czytałem wiadomości o inwestycjach Facebooka, przypomniało mi się pewne pogodne wrześniowe popołudnie sprzed lat. Znajomy zaprosił mnie do swojego domowego kina, żeby zademonstrować nowy sprzęt nagłaśniający. Zajmował się wówczas projektowaniem, sprzedażą i instalacją kin domowych. Znał kaprysy i wyrafinowane wymagania klientów. Czasem prosił mnie, żebym wystąpił w roli testera nowych konfiguracji dźwięku. Przy okazji można było coś obejrzeć, czegoś posłuchać, porozmawiać.
Ku jego rozczarowaniu, nie byłem zachwycony tym, co usłyszałem. Narzekałem na niedostatki sopranów, przesterowane basy. Nie podobały mi się proporcje dźwiękowych planów, a przede wszystkim coś, co wydawało mi się nadętą, pretensjonalną deformacją oryginalnego brzmienia. Mój kolega, coraz bardziej poirytowany, spoglądając w zachwycie na instrukcje i parametry nowego sprzętu, zmieniał kolejne płyty z nadzieją, że któraś z nich mnie przekona, aż w końcu zniecierpliwiony wybuchnął: „Wiesz co?! Bo ty słuchasz muzyki, a ja słucham sprzętu!”.
Obejrzeliśmy na zgodę jakiś film, ale kiedy się rozstawaliśmy, każdy pozostał przy swoim. Wróciłem do domu rozbawiony. Wydawało mi się wówczas, że sprzęt służy do słuchania muzyki, a nie odwrotnie. Czas pokazał, że to mój kolega był wizjonerem, a przynajmniej medium przewidującym rozwój wydarzeń. Wystarczy zajrzeć na portale omawiające nowinki na rynku technologii. Słuchamy sprzętu. Jaki to ma związek ze sportem i Facebookiem? Zasadniczy.
Piłka kopana cyfrowo
Świat się zmienia. Dzisiejszy obraz piłki ma niewiele wspólnego z tym, który znamy sprzed lat. Inne normy, obyczaje, zasady kontraktowania zawodników, stadiony, kibice, media. Co przyniesie postępująca cyfryzacja piłki i jej podróż do mediów społecznościowych? Jest kilka symptomów, nad którymi warto się zastanowić.
Z entuzjazmem witamy udział technologii cyfrowych w treningu, sędziowaniu, ocenie zawodników. Po każdym meczu otrzymujemy statystyki przebiegniętych przez graczy kilometrów, liczbę sprintów, czas posiadania piłki, strzałów, podań do przodu, do tyłu, w bok itp. Piłkarz staje się jednostką zautomatyzowaną i ściśle policzalną. Nie tylko finansowo.
Nietrudno wyobrazić sobie też przyszłość sędziowania przez automaty. Technologicznie wydaje się to na wyciągnięcie klawiatury, ale świadomość części kibiców nie jest jeszcze gotowa. Dla wielu z nich sędzia ze wszystkimi jego przywarami, niedoskonałościami i błędami jest równie ważnym aktorem piłkarskiego spektaklu, jak rywalizujące drużyny. Budzi emocje, a piłka to jeden z bastionów ludzkich emocji.
Znam kibiców, którzy lokują je właśnie w ocenie sędziów. Wściekają się na nich, obwiniają za porażki, oceniają, krytykują. Ich zdaniem, umożliwienie sędziom korygowania werdyktów na podstawie analizy post factum wypacza sens widowiska. Właśnie sens, a nie wynik. To z pozoru drobna, a w istocie rewolucyjna zmiana. Trudno z nią dyskutować. Chodzi przecież o sprawiedliwy werdykt. Dlatego polubiliśmy nowego „sędziego asystenta” znanego powszechnie jako VAR (ang. Video Assistant Referee) i nie możemy uwierzyć, że nie wszyscy są nim jeszcze zachwyceni, a ligi piłkarskie znacznie bardziej od nas zaawansowane podchodzą do tej innowacji z rezerwą. Wiedzą co robią? Spokojnie. Ustąpią. To tylko kwestia czasu.
Co stoi na przeszkodzie pełnej cyfryzacji i komputeryzacji procesu decyzyjnego w sporcie? Dziś barierą jest świadomość, przyzwyczajenia i oczekiwania kibiców, ale te szybko się zmieniają. Wraz z procesami społecznymi. Ten sam proces może w nieodległej przyszłości dotyczyć sędziów sądów powszechnych. Przecież z natury są po ludzku nieobiektywni. Jak każdy z nas.
Postępujące zmiany w stronę cyfryzacji i automatyzacji można obserwować również w towarzyszących piłce mediach. Coraz częściej w roli ekspertów występują osoby bez osobowości, przekazujące jedynie zagregowaną znajomość faktów dotyczących zawodników, drużyn, wyników. W trakcie pomeczowych komentarzy naciskają interaktywne monitory, dzięki którym mogą żonglować stopklatkami, dorysowywać zawodnikom strzałki, wektory, imitować ich potencjalne zachowania. Na wzór i podobieństwo gier komputerowych. Zaciera się granica między meczem a jego symulacją. Jeszcze bronią się ostatni Mohikanie błyskotliwie, z poczuciem humoru i znawstwem komentujący mecze. Dzięki nim nawet mierny produkt piłkarskiej ligi zyskuje na atrakcyjności i nabiera ludzkiego wymiaru, ale proces automatyzacji i formatowania komentarzy postępuje. Już dziś sprawozdania na wielu portalach informacyjnych sprawiają wrażenie napisanych przez wymagające jeszcze pewnych korekt aplikacje.
Nadchodzi e-Gong
Na salony wkracza obficie sponsorowany e-sport. Tu wygrani mogą stać się milionerami szybciej niż Lewandowski. To forma rywalizacji, której przedmiotem, przestrzenią i pasją są gry komputerowe. Lasery, gra świateł, trójwymiarowe boisko. Rosnąca branża, zjawisko z pogranicza światów. Implementacja wielu aspektów sportu i sportowej rywalizacji do cyfrowej, a niebawem wirtualnej, rzeczywistości. Dziś to drapieżny rywal konwencjonalnych igrzysk. Za chwilę może zmieść z powierzchni ziemi transmisje piłki tradycyjnie kopanej i tak już niezbyt wiarygodnej za sprawą rozdętej komercjalizacji, korupcji, handlu zawodnikami i wynikami. Bardzo prawdopodobne, że czeka nas spektakularne e-pęknięcie piłkarskiej bańki. Czy stadiony zapełnią się wówczas fanatykami e-sportu? Pierwsze zakupy praw do transmisji największych imprez piłkarskich przez gigantów internetu to znak, że zmiana jest tuż za progiem.
Zanim nastąpi, na przekór trendom, zabrałem niedawno swojego kilkunastoletniego siostrzeńca na mecz Legii. Na co dzień mieszka w Paryżu, kibicuje PSG i zna się na piłce. W przerwie odpalił na smartfonie aplikację z jedną z piłkarskich gier, a kiedy zaczęła się druga połowa, spoglądał kątem oka raz na smartfona, raz na boisko. Tym razem mecz zwyciężył, a siostrzeniec poprosił mnie nawet o szalik, żebyśmy mogli razem skuteczniej dopingować. Poniosły go emocje. Myślę, że niedługo mecz na smartfonie będzie dla niego znacznie atrakcyjniejszy. Chyba że ten na boisku stanie się bardziej smart. Może właśnie tego powinniśmy się spodziewać po inwestycjach Facebooka?
Pytanie czy nie staniemy się wówczas jedynie dodatkiem do sprzętu, a emocje wyparują. Może się wtedy zdarzyć, że nikt nie będzie już chciał oglądać ani meczu w realu, ani tego na smartfonie. Bo i po co?
*
Kiedy wydawało mi się, że postawiłem ostatnią kropkę, a właściwie znak zapytania tego felietonu, wyszedłem na spacer z psem. Był ciepły wrześniowy wieczór. Szliśmy wzdłuż pięknie oświetlonego szkolnego boiska. Chłopcy grali w piłkę. Ci najmłodsi mieli regularny trening. Trochę starsi przyszli po prostu pokopać. Było pogodnie, gwarno, wesoło. Pomyślałem, że przydałoby się temu felietonowi inne zakończenie.
Fot. Natalia Dylczyk i Marta Derlicka. Zdjęcie z cyklu „Praca na taśmie” zgłoszonego w pierwszej edycji konkursu O!ZNAKI PRACY. Dziękuję za zgodę na wykorzystanie tego zdjęcia jako ilustracji felietonu.
Felieton, w nieco innym kształcie, ukazał się we wrześniowym wydaniu miesięcznika „Bezpieczna Pracy”.