Praca i dewiacje robota
Nadchodzą automaty. Bać się, czy witać chlebem i solą? Z otwartymi ramionami, czy – na wszelki wypadek – mieć w zanadrzu plan awaryjny? Wyjść na powitanie, czy od razu uciekać do schronu? Nadchodzą nie od dziś i nie po raz pierwszy, ale tym razem w wyjątkowo dobrym humorze i doborowym towarzystwie – algorytmów, aplikacji, sztucznej inteligencji, wirtualnej rzeczywistości, nanotechnologii, genetycznie modyfikowanych neuronów, zabezpieczeń biometrycznych, powracającej idei transhumanizmu …
Liczną liczbą liczą obliczenia
Zastąpienie człowieka pracy automatami ma bogatą literaturę przedmiotu, nie tylko naukową. Artyści kolejnych pokoleń wieszczą i opisują, kuszą i straszą. Blisko pół wieku temu zespół „Klan” w piosence „Automaty” przedstawił swój punkt widzenia. Zaczyna się niewinnie. Od enigmatycznego, ale budzącego nadzieję stwierdzenia, że „automaty liczą na człowieka” oraz podkreślenia ułomności automatów, które „mylą się, a powinny nie”. Po neutralnym opisie funkcji automatów, które „liczną liczbą liczą obliczenia” jest już tylko gorzej. Autorzy przechodzą do konstatacji i wróżb jednoznacznie pesymistycznych, przewidując, że nadejdzie dzień, „w którym zwykłym automatem staniesz się też”. Wieje grozą, kiedy się słucha tej archiwalnej, ale jakże dobitnej w swojej puencie piosenki o „wielkich automatach”, które „liczą nas, małych ludzi, co je obsługują, wykonują rzędy długich liczb, niewiadomych liczb, oznaczają nas symbolem x”. Tyle „Klan”.
Fabryka mleka
Roald Dahl, syn norweskich emigrantów, brytyjski szpieg i autor scenariuszy filmowych, w wydanej w 1964 r. powieści „Charlie i fabryka czekolady” opisał cudownie, ekstrawagancko i bajecznie automatyczny świat. Willy Wonka zbudował swoje królestwo czekolady, pozbywając się z fabryki wszystkich pracowników, a kreatywną produkcję słodyczy powierzył innowacyjnym automatom i doskonale z nimi kompatybilnym tajemniczym Umpa-Lumpasom. Czy ktoś z nas widzi siebie w karłowatych ludzikach, pochodzących z dżungli Lumpalandii? Na pewno nie. Za dostęp do ziaren kakao i czekolady multiplikowani Umpa-Lumpasi z pasją i oddaniem spełniają wszystkie kaprysy właściciela fabryki. Byłym pracownikom pozostaje cieniutki kapuśniaczek, bieda i marzenie, że może kiedyś ich dzieci dostąpią zaszczytu odwiedzenia fabryki. Tim Burton, który sfilmował „Charliego i fabrykę czekolady”, dodał scenę, w której tata tytułowego bohatera otrzymuje pracę przy naprawie automatów. Taki aneks na otarcie łez.
Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Piątnicy nie jest fabryką czekolady. Zajmuje się przetwórstwem mleka i produkcją mlecznych wyrobów spożywczych. Jak ustalili autorzy badań nad wpływem robotyzacji na konkurencyjność firm, OSM Piątnica jest przykładem sukcesu świadomej i skutecznej automatyzacji produkcji. W opracowanym w 2013 r. w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową raporcie „Wpływ robotyzacji na konkurencyjność polskich przedsiębiorstw” czytamy, że doskonalenie procesu paletyzacji wyrobów wymagało wprowadzenia maszyn pakujących, a „skala tego projektu i zakładana wydajność od samego początku wykluczały siłę ludzką (…) oczywistym wyborem stała się implementacja robotów-maszyn, które z powodzeniem mogłyby zastąpić pracowników przy wykonaniu najbardziej uciążliwych i żmudnych zadań. Dodatkowymi atutami robotów były: szybkość, duże możliwości udźwigu, powtarzalność i oczywiście dokładność.” Co ważne, nie ma z nimi żadnych problemów. Poza standardowymi wymianami oleju i baterii nie wymagają dodatkowej obsługi. Żyć nie umierać.
W XIX w. chałupnicy, rzemieślnicy i tkacze, czując zagrożenie mechanizacją, demolowali w Anglii maszyny tkackie i organizowali nocne napady na tkalnie. Na niewiele to się zdało. Parlament brytyjski uchwalił ustawę, na mocy której niszczenie maszyn było przestępstwem karanym … śmiercią. Kogo nie skazano, tego deportowano do Australii.
Terytorium pracy
Dziś, za sprawą wyrafinowanej technologii będącej na usługach automatów, sytuacja jest bardziej skomplikowana. No i nie bardzo jest dokąd deportować pozbawionych pracy ludzi. Na inne planety wybierają się raczej nieliczni przedstawiciele gatunku. Może to jest dobry powód, żeby poważnie porozmawiać o pomyśle gwarantowanego dochodu – rodzaju funduszu społecznego na życie? Może już niebawem nie będziemy musieli, albo nie będziemy mogli, pracować, a automaty będą tworzyć nasz dobrobyt? Może katastroficzne wizje demografów i ekspertów od ubezpieczeń społecznych nie są ani niepodważalną prognozą, ani samospełniającą się przepowiednią? Może zastępowalność pokoleń z punktu widzenia wzrostu gospodarczego i ubezpieczeń społecznych nie będzie miała decydującego znaczenia, a inteligentne automaty zapewnią komfort, bezpieczeństwo i rozwój? Może nie musi nas być więcej, żeby było lepiej? Skoro sztuczna inteligencja wzięła się już za tworzenie sztuki, a wielu z nas nie widzi w tym większego problemu? Może to automaty są naszymi dziećmi XXI wieku? Czas wyciągnąć się wygodnie na kanapie, zostawić ekspertom ds. nowych technologii i ich automatom możliwość zaprojektowania naszych ziemskich rozrywek i – pod warunkiem gwarantowanego dochodu – cieszyć się życiem. Tylko jakie to będzie życie?
W klasztorze Karmelitów Bosych w Czernej można przeczytać znamienne słowa: „Trzeba wam się zajmować jaką pracą, aby was szatan zawsze zastał zatrudnionymi i żeby wskutek próżnowania waszego nie znalazł jakiego wejścia do dusz waszych”. Warto z pewnością odpowiedzieć sobie na pytanie, czy potrafimy stworzyć etos pracy i życia w świecie, w którym terytorium pracy powierzymy automatom.
Wybór z automatu
Bądźmy dobrej myśli, choć – jak twierdzi kanadyjski artysta, Bill Vorn, autor projektu „Histeryczne maszyny” – musimy przygotować się również na to, że roboty będą miały swoje problemy zdrowotne, choroby umysłowe, dewiacyjne zachowania i tak dalej. Może nie od razu depresję, ale choćby samoniszczący wirus. Dlaczego nie? Jak śpiewał „Klan”, „automaty szybko niszczą się”. Zawsze są dwie strony medalu.
Zanim maszyny wpadną w histerię, którą trudno będzie opanować, warto pytać, kim jesteśmy w ich coraz inteligentniejszym towarzystwie. Gorliwymi Umpa-Lumpasami gotowymi podjąć każde wyzwanie, przed którym stawia nas mityczny Willy Wonka? Pracownikami, którzy w obawie przed zastąpieniem przez automaty sami zaczynają się do nich upodabniać? Wolnymi ludźmi korzystającymi z dobrodziejstw automatów? Czy może pozostaje nam już tylko gwarantowany kapuśniaczek z odrobiną czekolady i nadzieja na wygrany los na loterii? A może jest jeszcze jakiś wybór?
Problem nie polega na tym, że potrafimy tworzyć coraz doskonalsze automaty. Bardzo dobrze. Nie na tym, że ogrywają nas w szachy. Trudno. Nawet nie na tym, że coraz mniej nas potrzebują. Chyba da się z tym żyć. Gorzej, że jak celebryci przestają różnić się od manekinów, tak my coraz mniej różnimy się od automatów.
Nie przekonują mnie argumenty informatyków, że daleka jest jeszcze droga do tego, żeby sztuczna inteligencja miała być lepsza od naszej. Kto powiedział, że ma być lepsza? Wystarczy, że będzie skuteczniejsza. To nie automaty i towarzysząca im szarża nowych technologii jest dla nas zagrożeniem. To my, automaty, sami nim jesteśmy.
felieton ukazał się 20 marca 2017 w miesięczniku „Bezpieczeństwo Pracy. Nauka i praktyka” w cyklu „Zapiski Latte”.