
Wędrowali szewcy…
Za nami kolejna debata zwolenników i przeciwników czasu letniego. Dla jednych czas zwany zimowym jest wyrazem naturalnego rytmu życia, inni woleliby pozostać w letnim okienku jak długo to możliwe. Od lat miotają się politycy, eksperci ważą i cedzą argumenty, w tle buszują lobbyści. Wszyscy liczą i liczą, ale doliczyć się nie mogą. O co chodzi?
Historycznie
Miasto Arras położone na północy Francji było w XIV wieku centrum wyrobu tkanin dekoracyjnych. W 1315 roku komisja mistrzów sukienników uznała za uzasadnione żądania czeladników foluszników dotyczące dłuższego dnia pracy i wyższych płac. Otrzymali królewską zgodę na pracę również w nocy.
Wydłużenie czasu pracy możliwe było dzięki nowej technologii. Do przeszłości odchodziła tradycyjna metoda folowania, polegająca na deptaniu tkanin umieszczonych w specjalnych kadziach. Coraz powszechniej wykorzystywano folusze, urządzenia napędzane wodą, w których nogi folusznika zastępowane były drewnianymi stęporami.
***
Mniej więcej w tym samym czasie bo w 1329 roku na we Florencji pojawia się ratuszowy zegar. Czas przyrody i czas dzwonu na Anioł Pański zyskują w nim potężnego konkurenta. Praca na roli i sposób jej wykonywania, w zgodzie z porami roku, dnia i nocy, bez pośpiechu, czy nadmiernej troski o terminowość, powoli zaczyna przechodzić do historii.
Gra między czasem należącym do przyrody, czasem boskim a czasem będącym przedmiotem wymiany towarowej potrwa stulecia. Niekiedy dramatyczna (do dziś niezakończona?), ale to wtedy, we Florencji, w połowie XIV wieku, zegar zaczyna rządzić, a czas to coraz częściej pieniądz.
***
W Chicago końca XIX wieku praca po 12 godzin dziennie była czymś oczywistym, ale to właśnie tam doszło do spektakularnego protestu robotników w walce o ograniczenie czasu pracy.
„Amerykańska Federacja Związków dała robotnikom hasło, by nie czekając na ustawy rządowe wprowadzili sami z dniem 1 maja 1886 roku 8-godzinny dzień roboczy. (…) Dnia 4 maja doszło do starć między robotnikami i policją. Ponieważ rzucono bombę i padło kilka ofiar, aresztowano przywódców robotniczych. Pięciu z nich skazano na śmierć, trzech na dożywotnie roboty przymusowe. Z tych pięciu czterech poniosło w r. 1887 karę śmierci (…). Później proces zrewidowano i uwolniono pozostałych skazańców” (Władysław Landau„ „Ośmiogodzinny dzień pracy”, Referat C. Mertensa na trzecim Kongresie Związków Zawodowych we Wiedniu, 1924 r.).
Arras, Florencja, Chicago i ciąg dalszy
Trzy wybrane przykłady z fascynującej historii czasu i pracy. Przykłady zmian, które były konsekwencją nowych warunków i celów wykonywania pracy, nowych narzędzi i nowej świadomości. W Europie XIV wieku rozpoczyna się proces kształtowania nowożytnej koncepcji czasu pracy opartego o zegar mechaniczny i odmierzane przez niego godziny. XIX wiek toruje drogę XX-wiecznej koncepcji prawa pracy opartej na fundamencie regulacji czasu pracy.
Trudno uwierzyć, że musiało upłynąć sześćset lat zanim zegar z XIV wiecznej florenckiej wieży przeobraził się w Europie XX wieku w przedmiot codziennego użytku. Jeśli porównamy ten proces do zaledwie kilkudziesięciu lat, które wystarczyły żeby zegar uległ konwersji na czas cyfrowy, zdamy sobie sprawę, jakie było i jest tempo zmian we współczesnym postrzeganiu, odczuwaniu i rozumieniu czasu.
Co po konwersji na czas cyfrowy?
Jak mierzyć i oceniać czas pracy, żeby wykorzystywać możliwości technologiczne, a przy tym chronić wykonującego pracę przed katastrofą pracoholizmu i cyfrowego uzależnienia?
Czarny scenariusz jest oczywisty. Technologia nas uzależnia, ubezwłasnowolnia, pochłania, czyniąc z ludzi dodatek do AI. Człowiek jest niewolnikiem sieci i pracy na rzecz algorytmów. Bez sieci nie ma poglądów, nie ma źródeł informacji, nie potrafi wypracować ocen. Czas wolny od sieci nie istnieje, bo niemal każdą chwilę czasu pracy i poza pracą tam spędzamy.
Możliwa jest inna narracja. Technologia działa na naszą korzyść. Dzięki niej oszczędzamy mnóstwo czasu, który musieliśmy poświęcić na uzyskanie informacji, komunikację, aktywność zawodową. Uwalniamy się od rygorów tradycyjnej pracy, zdobywając nowe możliwości rozwoju, godzenia pracy z życiem osobistym. Mamy więcej czasu wolnego, który spędzamy w sposób, który sprawia nam satysfakcję, a zarazem korzystnie wpływa na rozwój usług, gospodarki, społeczeństwa.
Scenariusz optymistyczny oznacza wyzwolenie z paradygmatu czasu i miejsca pracy na rzecz czasu własnego i odpowiedzialności za miejsce i warunki wykonywania pracy.
Czy praca zdalna, ruchomy, indywidualny, elastyczny czas pracy okazały się drogą do nowej jego organizacji – zgodnej z możliwościami technologii, ale też oczekiwaniami człowieka? Niekoniecznie. Jesteśmy u progu zmiany, trzymając się jeszcze kurczowo starych pojęć, nieczynnych zegarów i przyzwyczajeń, ale zmiana już tu jest.
Dekady cyfryzacji wszystkiego, co możliwe, rozwoju i inwazji mediów społecznościowych doprowadziły nas do życia w czasie cyfrowym.
Czas przyrody, czas święta i odliczany wskazówkami zegara straciły na znaczeniu. Liczy się przede wszystkim cyfrowe tu i teraz. Czas cyfrowy spektakularnie zakończył wielowiekową ewolucję.
Czy debata na temat czasu letniego i zimowego jest jak zeszłoroczny śnieg lub dobiegające z oddali odgłosy frontu, który już dawno przeszedł? Zapewne w skali makro takie uproszczenie ma swoje statystyczne uzasadnienie.
Nie ma znaczenia, czy umówimy się, że o ósmej jest siódma, albo dziewiąta o dziesiątej. Żyjemy i pracujemy według czasu cyfrowego, który z zegarem ma tylko formalne związki. Może jakieś korzenie sprzed lat?
Ktoś, kto pozostał w cyklu świtu i zmierzchu, rytmu dnia, który rozpoczyna się i kończy o określonej godzinie i porze będzie słusznie protestował, ale dla większości z nas to wołanie na cyfrowej puszczy.
Czym jest wolność i praca w świecie tubylcy cyfrowego? Czy to obchodzi sztuczną inteligencję? Nie sądzę.
***
Kiedy pisałem ten felieton niespodziewanie przypomniała mi się piosenka – rymowanka z dzieciństwa: wędrowali szewcy przez zielony las, nie mieli pieniędzy, ale mieli czas…
W felietonie wykorzystałem fragmenty z wpisu sprzed kilku lat, który ukazał się również w Magazynie Dziennika Gazeta Prawna pod tytułem „Wolność i praca cyfrowych tubylców”. Zachęcam do lektury.