Jucho, ho, ho!

W piątek wybraliśmy się rodzinnie na koncert Jucho do Torunia. Centrum Kultury Dwór Artusa, Rynek Staromiejski 6. Znaleźć nie było łatwo, bo zero plakatów, informacji, które biłyby po oczach, ale współpracując z innymi błąkającymi się po toruńskim rynku chętnymi posłuchania Jucho, w końcu trafiliśmy.

Sala koncertowa na drugim piętrze bez windy. Przed koncertem z lekka zadymiona, co miało być zapewne sygnałem spektaklu… zadymionego? Światła estradowe na pewno nie z kategorii premium. Za to kolejka przy sprawdzaniu biletów wielokrotnie skręcona, bo proces wpuszczania do sali koncertowej powierzony jednej, skądinąd bardzo starannie sprawdzającej kody QR osobie.

Na ścianach i sufitach pamiątki minionych czasów. Kiedyś to było miejsce spotkań kupców hanzeatyckich, ale też spotkań towarzyskich i teatr miejski. Słowem idealne miejsce na instytucję kultury.

Jadąc na koncert miałem w pamięci dwie, trzy piosenki z czasów Domowych Melodii. Przeboje. Takie też wyobrażenie tego, czego się spodziewać. Będzie wesoło, z podtekstem, ironicznie, czasem z przytupem.

A tu światła gasną, dymy opadają, Jucho śpiewa. Z początku ostrożnie. Dużo mówi pomiędzy piosenkami, jakby chciała dojrzeć do koncertu przez klasyczne zaklęcia, że trema, że im starsza, tym trema mniejsza, jakby chciała wysondować, czy jej żarty śmieszą, czy jej słowa nie mijają się ze słuchaczami. Jest przebój o brzydalu, są inne.

Z piosenki na piosenkę dzieje się coś, co sprawia, że światła się kołyszą i są tylko tłem, że nagłośnienie, nawet jeśli płaskie (dramatycznie, kiedy ma odtwarzać nagranie orkiestry), traci znaczenie.

Jucho opowiada siebie, śpiewa o sobie, raczej nie kłamie, nawet jeśli czasem czaruje. Słuchamy i widzimy nas tu i teraz w tych piosenkach. Nas brzydali, nas nieporadnie parkujących równolegle, zagubionych, ale z charakterem.

Nas z odzyskanym poczuciem humoru i dystansem do siebie. To robota Jucho.

Oczywiście ten koncert to show, a nie spowiedź, i bardzo dobrze. Struny i strony przemyślane, zaaranżowane, zaśpiewane, zamyślone, oświetlone. Jucho używa głosu w zależności. Inaczej, kiedy kpi, inaczej, kiedy przedrzeźnia, płacze lub krzyczy. Bez fałszu. No i dwaj znakomici kontrabasiści – multiinstrumentaliści u boku Jucho. To był koncert i siedem bisów.

Jak dla mnie, mogłoby się obyć bez okrzyków z innej bajki w stylu „Toruń, jesteście wspaniali”, ale niech będzie, że to pastisz.

Jeszcze nie słuchałem płyty kupionej tuż po koncercie, ale wiem, że warto jej słuchać. Starannie zaprojektowane i ręcznie wykonane pudełko i książeczka. Są teksty, bo to piosenki ze słowami. Na okładce muchomor, który jest częścią identyfikacji wizualnej całego projektu. Jest pamiątka z Torunia.

Wracaliśmy po nocy, ale warto było.

 

Fot. GB (telefonem)