pożegnanie z przymiotnikiem?

Początek nowego roku to dla mnie okazja do życzeń i rozmów z rozrzuconą po świecie rodziną i znajomymi, którzy przed laty wyjechali z Polski. Burzliwe losy, trudne wybory, sukcesy i życie codzienne. Rozmawiamy o tym, co słychać, o świecie, polityce, o filmach, o czym popadnie. Nie mogę się nadziwić, jak bardzo przez lata, które upłynęły od ich wyjazdu, zmienił się nasz język – słowa, zdania, składnia, intonacja.

Na co dzień mówią językami miejsc, w których toczy się ich życie, ale po polsku, mniej lub bardziej, tak jak wtedy, kiedy wyjeżdżali.

Słyszę zatrzymany w kadrze świat słów, wartości i wyobraźni. Podziwiam dar opisu i bogactwo języka w jego nienapuszonej, bezpretensjonalnej formie, obrazowość skojarzeń, porównań, poczucie humoru.

Podczas jednej z takich rozmów, kiedy usłyszałem kaskadę przymiotników, poczułem się, jakbym wrócił do źródeł.

Jednocześnie uświadomiłem sobie, że żyjemy w czasach zaniku przymiotników. Nasza reakcja na świat już ich nie potrzebuje. Umiejętność posługiwania się przymiotnikami wychodzi z użycia.

W dążeniu do precyzji języka, zastępując rozmowę komunikacją, poświęcamy tę część mowy, która odpowiadała za określanie cech i za ludzki, niejednoznaczny wymiar komunikacji.

OK, nic odkrywczego. Kiedy szlifuję teksty biznesowe, tnę bezlitośnie przymiotniki, które chowają się po kątach brudnopisów, ale to polowanie jest symptomem czegoś więcej niż dążenie do precyzji przekazu. Przenosi się do naszych rozmów, postrzegania świata i budowania relacji. Bezużyteczne jest to, co nie jest komunikatem, co nie jest zerojedynkowe.

Znawcy zasad prostego języka nie mają dla przymiotników litości, nawet jeśli odnoszą się do nich z sympatią. Przymiotniki są niejednoznaczne, budzą wątpliwości interpretacyjne. Jest wina, musi być kara. Nie przysługuje nawet obrona z urzędu.

Są i inne niebezpieczeństwa. Przymiotniki mogą stygmatyzować, a skoro mogą, to lepiej ich unikać.

Uczestniczymy w globalnym, przyspieszonym kursie zastępowania mowy i ludzkiego języka ich falsyfikatami firmowanymi przez AI. Jesteśmy pilnymi uczniami, ale też nie mamy wielkiego wyboru, o ile chcemy zachować nadzieję konkurencyjności.

Pocieszamy się, że nadal jesteśmy stroną w tym procesie i mamy wpływ na dokonujące się zmiany. Tymczasem istota zjawiska nie polega na tym, kiedy język AI nas wyprzedzi, bo to byt równoległy, oparty na diametralnie innych niż ludzki język podstawach i zasadach. Chodzi o to, kiedy dostosujemy się do jego wymagań, przyjmując je za własne. Jesteśmy w trakcie tej zmiany.

Wciąż istnieją rezerwaty przymiotników, innych niejednoznacznych słów, części mowy i przejawów istnienia. Nadal możliwe są wycieczki na wyspy przymiotników i zdań wielokrotnie złożonych. Przystanki w mediach. Bardzo się z tego cieszę i chętnie korzystam, ale nie mam pewności, jak długo te oazy będą istnieć.

Czeka nas nowe rozdanie.

Zanim nadejdzie, zachęcam do codziennej pielęgnacji przymiotników. Jak kwiatów. Też są niejednoznaczne. Świata to nie zbawi, ale daje dużo radości i do myślenia. Przymiotnikom i kwiatom na pewno się przyda, a nam może ułatwić przygotowanie do kolejnej, nieustającej zmiany paradygmatu.

 

 

Rys. Elżbieta Kiełczykowska