
Próba sroki
Z końcem lutego – zanim przyszła prawdziwa wiosna – w moim ogródku pojawiła się para srok. Można się było domyślić, że mają plany na przyszłość związane z najwyższą gałęzią jednej z brzóz. Prawdę powiedziawszy, planowałem ją nieco skrócić, bo wyrosła ponad stan, a wiadomo, że wiosenne burze szukają miejsc, w które można skutecznie huknąć.
Sroki są niezwykle inteligentnymi ptakami. Należą do krukowatych, a to zobowiązuje. Poddane zostały swego czasu naukowej „próbie lustra”, z której dowiedzieliśmy się, że zerkając na swoje odbicie, doskonale wiedzą, z kim mają do czynienia, a przynajmniej nie traktują tego odbicia jak konkurencyjnego ptaka. To nie jedyny dowód na sroczą inteligencję. Sroki budują wyjątkowej konstrukcji gniazda, przykryte charakterystycznym sklepieniem, do których wchodzą z boku, jak przez drzwi. Łączą się w pary na lata, a ich dzieci choć niezależne i na swoim, długo pozostają w związku z rodzicami, tworząc zgraną ekipę. Coś na kształt klanu.
Jak dowodzą ornitolodzy, czarna legenda srok złodziejek ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, a świecidełka, które miałyby wykradać niczym kleptomani, traktują wybiórczo i pragmatycznie. Niestety, jak wiele inteligentnych stworzeń, mają swój gangsterski sznyt. Drobne ptaki śpiewające muszą w ich otoczeniu mieć się na baczności, a najlepiej dla nich, kiedy schodzą srokom z drogi. Pisklęta tych drobniejszych od srok ptaszków, nawet jeśli to nowo narodzone kurczaki, mogą paść ofiarą sroczego sprytu i łakomstwa. Taka jest ta niejednoznaczna srocza reputacja.
Wybór gniazda
Patrzyłem z podziwem na pierwsze gałązki, które sroki kunsztownie znosiły do przyszłego gniazda, i zastanawiałem się, ciąć czy nie ciąć, zanim wraz z 15 marca nadejdzie lęgowy okres ochronny. Chronić okoliczne, drobne ptaszki śpiewające, tak cudownie witające o brzasku każdy przedwiosenny dzień, czy pozwolić naturze czynić swoją powinność, a srokom budować gniazdo, z którego przez kilka tygodni będą wyskakiwać srocze pisklęta, bo mama sroka wysiaduje je konsekwentnie od złożenia pierwszego jaja. Młode sroczki rodzą się w związku z tym kolejno, a nie jak w przypadku wielu innych ptaków jednocześnie.
Kusząca była perspektywa przyglądania się z okna sypialni, niczym w kamerze National Geographic, budowie gniazda i wszystkim tego konsekwencjom. Z drugiej strony pojawił się strach przed kataklizmem, który srocza rodzina może sprowadzić na mój ogródek.
Trudny wybór
Przypomniałem sobie film „Mr. Nobody”. To opowieść o ostatnim śmiertelnym człowieku w czasach, gdy ludzkość osiągnęła stan nieśmiertelności. A może nie tyle ludzkość, co ci, którzy się za nią podają. Na łożu śmierci Mr. Nobody rozważa, jak mogłoby się potoczyć jego życie. Każdy scenariusz jest możliwy, dopóki nie podejmiemy decyzji. Jesteśmy nieustannie na skrzyżowaniu. Idziemy tą lub inną drogą. Z drogi, którą wybraliśmy nie ma odwrotu, ale za chwilę pojawia się kolejne skrzyżowanie. Kolejny wybór.
Każdego dnia podejmujemy decyzje. Te najprostsze, codzienne i te kluczowe, od których zależy nasze życie. Do najważniejszych z nich należą decyzje dotyczące naszej pracy. Czy chcemy ją wykonywać? Za jaką cenę? Jaki mamy na nią wpływ? Czy jest zgodna z naszymi wartościami?
Doktryna mobilności
W czasach, kiedy pojęcie mobilności robi nieustającą karierę, a zdolność do życia w drodze jest jednym z warunków zawodowego powodzenia, nie przywiązujemy specjalnej uwagi do gniazda. Zakładamy je w kolejnych miejscach, budując przyczółki tożsamości. Tu parę gałązek, tam kilka innych. Kiedy w pogoni za lepszym jutrem podążamy za pracą, stajemy się współczesnymi koczownikami. Nie tylko w rozumieniu geograficznym. Może nawet ważniejsze od współrzędnych geograficznych jest podróżowanie w przestrzeni społecznej: odnajdywanie się w nowym środowisku, poszukiwanie tymczasowych relacji, znajomości, a także przelotnych skojarzeń.
Doktryna mobilności i inteligencji opartej na zdolności do przystosowania się do wciąż zmieniających się warunków, otoczenia, wyzwań stała się naszym uniformem. Zakładamy go, idąc rano do pracy, zdejmujemy wieczorem, nie mając pewności, czy przyda nam się nazajutrz. Przekonani, że stylizacja na każdy dzień to nasza powinność, bez której zawodowe powodzenie staje pod znakiem zapytania.
Gniazda do wynajęcia
Ekonomia współdzielenia uczy nas z kolei, że wszystko może być przedmiotem wymiany. Miejsce, mieszkanie, samochód, znajomi, meble, hulajnoga, sukienki. Tożsamość? Po co się do nich przywiązywać, skoro można skorzystać i wymienić się nimi. Użyć i porzucić. Zostawić do ponownego wykorzystania, co brzmi racjonalnie, ekologicznie i kusząco. Skoro produkujemy tyle nikomu niepotrzebnych przedmiotów, to może przynajmniej moglibyśmy z nich bardziej racjonalnie korzystać?
Nie ma jednego modelu zawodowej, społecznej, osobistej mobilności. Może być naszym świadomym wyborem. Decyzją, która prowadzi do poznania świata i siebie samego, wyzwaniem, które pozwala poznać nasze siły, uczyć, jak być sterem i żeglarzem własnego losu. Może być mobilnością z przypadku, z konieczności. Chwilową i nienarażającą na nadmierne straty. I jest też mobilność sprowadzająca się do roli spławika na wodzie. Tej nikomu nie życzę, bo cena może nie być warta grzechu. Zapatrzeni w bieżące możliwości i niewątpliwe korzyści płynące z mobilności miejmy na uwadze, że los spławika może nie być szczególnie atrakcyjny. A podejmując decyzje o pracy, doceniajmy tę, która pozwala na budowanie gniazda jako przestrzeni społecznej, w której czujemy się u siebie. Dokonanie wyboru zawsze otwiera nową drogę, ale zamyka tę, którą porzuciliśmy.
Krakanie
Szábolcs Esztényi, węgierski pianista, kompozytor, improwizator i nauczyciel od lat mieszkający w Polsce, przekonywał mnie kiedyś, że ludzki głos, jeśli zostanie nagrany, a następnie odtworzony wielokrotnie szybciej, brzmi jak śpiew ptaków. I odwrotnie, śpiew ptaków wielokrotnie zwolniony przypomina naszą mowę. Jeśli tak jest, a nie mam powodów, żeby wątpić, to trzeba spojrzeć z wyjątkowym szacunkiem na ptasie pomysły na życie. Na ich wiosenny świergot. A nawet na krakanie sroki, kruka czy wrony. Przynajmniej dopuszczając możliwość, że z ptasiego punktu widzenia nasz głos może brzmieć cokolwiek „pokracznie”.
Nie obciąłem tej wznoszącej się ponad domem gałęzi brzozy. Kto wie, czy nie będę żałował. Sroki uwiły swoje kunsztowne gniazdo. Będę je obserwował, przyglądał się ich rodzinie, reakcjom, temu, jaki wpływ będą miały na ekosferę całego ogródka. Czy będą bezwzględnymi rozbójnikami i natrętnymi sublokatorami upiornie wrzeszczącymi o poranku, czy może uroczymi współmieszkańcami? A może jednym i drugim.
Rysunek: Elżbieta Kiełczykowska