
Za progiem wiosny
„Przewidywanie jest bardzo trudne, szczególnie jeśli idzie o przyszłość.” Chyba nikt nie powiedział tego tak celnie jak Niels Bohr. Trudno się z nim nie zgodzić. Szczególnie jeśli chodzi o wiosnę.
Historia przewidywań, prognoz, wróżb i przepowiedni może być tym bardziej pouczająca i inspirująca. Łatwo je oceniać z piedestału teraźniejszości. Wytykać błędy lub zachwycać się ich wyjątkową trafnością. Na pewno warto im się przyglądać i pytać o nasze plany na przyszłość. O to, jak odnajdziemy się w świecie 4.0, w którym już teraz niemal każdego dnia musimy się aktualizować. Czy i co potrafimy z tej perspektywy przewidywać?
Dziewięćdziesiąt dwa lata dziś
W 1926 roku redakcja Ilustrowanego Kuryera Codziennego pokusiła się o kompleksową prognozę dla świata A. D. 2000. Nietrudno dostrzec w niej również diagnozę ówczesnych bolączek codzienności. Dlatego na ratunek zapracowanym gospodyniom ruszą elektryczne piece i kuchnie gazowe, do których gaz doprowadzany będzie na odległość, a elektryczna, oszczędna maszyna trzepiąca dywany, obierająca ziemniaki, czyszcząca obuwie ulży ich pracom i troskom. „Dymne kominy i buchające żarem piece” zostaną zastąpione przez centrale energii otrzymywanej z powietrza. Dzięki nim ludzie zamieszkają w „jasnych, czystych, higienicznych” domach, a na terenach przemysłowych rozciągać się będą zielone pola i parki. Elektryczne pochłaniacze pyłu oczyszczą powietrze, a cała komunikacja znajdzie się pod ziemią, co zdaniem redakcji będzie miało również tę zaletę, że wyeliminuje „denerwujące dzwonki tramwajów i warczenie motorów automobilowych”.

Odważne i pogodne – trzeba przyznać – prognozy, będące wyrazem marzeń o poprawie warunków życia, sąsiadują w Kuryerze z wizjami, które brzmią dziś jak spełnione memento dla wydawców tradycyjnej prasy. „Gazety nie będą jak dotychczas, drukowane na papierze. Wydawcy abonentom swoim udzielać będą wszystkich informacyj przy pomocy aparatu dalekowidzącego.” Za pomocą przycisku uruchamiać się będzie „z mlecznego szkła szyba”, na której znajdziemy nie tylko najnowsze informacje, wiadomości i felietony, ale też „obrazy ruchowe” rozsiane w tekście. Brzmi swojsko? My, abonenci i zakładnicy ekranu „z mlecznego szkła” spędzamy w jego towarzystwie coraz większą część życia i weryfikujemy za jego pomocą otaczającą rzeczywistość, a przynajmniej wszystko, czego nie jesteśmy pewni.

Oprócz budzącej szacunek pomysłowości, przenikliwości i wyobraźni twórców tej wizji jest w niej jeszcze coś szczególnie budzącego sympatię. To nieskrępowany optymizm. Przyszłość wiąże się w tych przewidywaniach z lepszym życiem, przyjaźniejszą pracą, rozwojem i udogodnieniami. Świat przyszłości jest pod każdym względem lepszy. Warto do niego dążyć, a nawet spieszyć się do niego. Marzyć o nim i planować.
Nadzieja czy nuda „wymuszonego wypoczynku”?
Spojrzenie z nadzieją w przyszłość jest wspólną cechą wielu prognoz z początku XX wieku. W 1900 roku John Elfreth Watkins Jr przeprowadził ankietę wśród naukowców amerykańskich, pytając ich o horyzont 2000. Rezultaty swoich poszukiwań i dociekań opublikował w The Ladie’s Home Journal. Tu paleta jest jeszcze bogatsza. Fortepian, który będzie mógł zmienić ton z wesołego na smutny, wzmacniając siłę muzycznych emocji, i mikroskop umożliwiający lekarzowi oglądanie i fotografowanie żywych organów. Zdaniem ankietowanych naukowców do 2000 roku szczury i myszy zostaną wytępione, konie będą utrzymywane tylko przez bogaczy, truskawki będą tak duże jak jabłka, a sklepikarze, którzy wystawili jedzenie na powietrze wydychane przez klientów będą aresztowani. Może nie wszystko i nie dosłownie, ale dużo udało się amerykańskim naukowcom przewidzieć.
W 1964 roku Isaak Asimov w swojej wizji targów światowych roku 2014 stworzył już nie tak entuzjastyczną panoramę tematów, wynalazków i wyzwań, przed którymi staną ludzie XXI wieku. Od robotów kuchennych przez zminiaturyzowane komputery, filmy trójwymiarowe, pojazdy kierowane przez roboty, podwodne budownictwo po wyzwania demograficzne wynikające z przeludnienia, powszechną edukację matematyczną i komputerową. Dziś ten fascynujący pejzaż nowych technologii może imponować fantazją i trafnością przewidywań, ale warto pamiętać, że jego autor kończy swój przegląd konkluzją niespodziewaną, doniosłą i dającą do myślenia. Zdaniem Asimova ludzkość ucierpi przede wszystkim z powodu… nudy, choroby szerzącej się i nasilającej z każdym rokiem. Będzie to miało poważne konsekwencje psychiczne i emocjonalne, a psychiatria stanie się najważniejszą specjalnością medyczną. Szczęśliwi zaś ludzie, którzy będą mogli być zaangażowani w jakąkolwiek twórczą działalność. Staną się prawdziwą elitą ludzkości. „Najbardziej ponure spekulacje, które mogę zrobić o A.D. 2014, to to, że w społeczeństwie wymuszonego wypoczynku, najbardziej chwalebnym pojedynczym słowem w słowniku stanie się praca!”.

Deficyty wyobraźni
Jak na tle tych historycznych wizji przyszłości prezentują się współczesne nam prognozy? Dominuje ekstrapolacja trendów, kusząca szczególnie, kiedy mamy do dyspozycji programy, które z powodzeniem robią to za nas. Częściej „przewidujemy” to, co już się dzieje, niż to, co może się zdarzyć. A deficyt radosnych pomysłów i wizji, w jaki sposób możemy wpływać na procesy prowadzące nas ku przyszłości, modyfikować je zgodnie z naszymi wartościami, celami i marzeniami, może okazać się kosztowny.
Pracodawcy, ale też wielu wyzwolonych na niepodległość pracowników rozglądają się przede wszystkim za zmianami charakteru pracy. Z nadzieją spoglądają na nowe formy interakcji między wykonawcą pracy a algorytmem, aplikacją i maszyną. Na dzielenie się pracownikiem przez kilku pracodawców, na pracę ekspertów do wynajęcia na czas projektu, pracę mobilną, voucherową, portfoliową, crowdworking czy pracę na wezwanie znaną choćby pod kryptonimem kontraktu „zero godzin”. Uberyzacja, automatyzacja, cyfryzacja, Internet rzeczy, mobilne roboty, algorytmy odmieniane są do znudzenia przez wszystkie możliwe przypadki. To wszystko jednak dzieje się już na naszych oczach. Dla jednych jest wyrazem rozwoju i postępu, dla innych nieodzowną konsekwencją rewolucji technologicznej i dziejową koniecznością, dla wielu zagrożeniem.
Czasem można odnieść wrażenie, że nasz deficyt wizji, a nie katalogu zjawisk przyszłości nie jest przypadkowy, a język, jakim ją opisujemy może wskazywać, że przygotowujemy grunt pod przyszłość, w której nas nie będzie. Czyżby to już symptomy dotarcia do punktu singularity – „technologicznej osobliwości” – kiedy rozwój techniczny dokonuje się tak szybko, że żadne nasze przewidywania nie mają sensu i dlatego nie ma już przewidywań? Taki stan ludzkości projektował m. in. Vernore Vinge w latach 80. XX wieku. Do tego w prostej linii miałaby nas prowadzić sztuczna inteligencja.
A gdyby uwierzyć, że nie wszystko jest już posprzątane? Bardziej zaufać naszej inteligencji nie patrząc na to czy wcześniej lub później zostanie zastąpiona jej sztuczną odmianą i zamiast ją tylko liczyć i porównywać, liczyć na nią. Gdyby uznać, że stać nas na wizję przyszłości wielu wektorów i wymiarów? Na równoczesne spojrzenie w przyszłość i w przeszłość. Na fantazję i wyobraźnię, więcej optymizmu, a przede wszystkim na polifoniczną wizję rozwoju i porozumienia ludzi, przyrody i mechanizmów. Ale to już na inne opowiadanie. Przy(e)szłość jest tuż za progiem.

Felieton ukazał się w cyklu „Zapiski Latte” w kwietniowym numerze miesięcznika „Bezpieczeństwo Pracy”